Dzień zaczynam od.… sprawdzenia swojego telefonu, najczęściej przy ciepłej wodzie z cytryną i miodem.
Jeśli kawa, to tylko… czarna!
Gdybym nie została projektantką, byłabym… szefem kuchni! 🙂
Miejsce, do którego lubię wracać.… to zdecydowanie Toskania i moja ukochana Florencja! 🙂
3 rzeczy, które zawsze noszę przy sobie… telefon, korektor YSL, mini perfumy SI.
W mojej szafie nie może zabraknąć… ubrań z metką MARLU. Miksuje je z markowymi dodatkami od projektantów, których podziwiam.
Książka, do której lubię wracać… to „Przebudzenie” Anthony De Mello.
Film, który zrobił na mnie ostatnio największe wrażenie… „Trzy billboardy za Ebbing, Missouri”
Ikoną stylu jest dla mnie… Emmanuelle Alt. Cenię Jej minimalizm.
Najcenniejsza rzecz w mojej szafie.… to kurtka Burberry kupiona w NY z limitowanej kolekcji! Mam do niej ogromny sentyment!
Studiowałaś projektowanie ubioru na uczelni Polimoda, we Florencji. Skąd decyzja o wyjeździe na studia za granicę?
Decyzja o wyjeździe na studia była dość spontaniczna. Wiedziałam, że chcę studiować projektowanie i że chciałabym się kształcić w jak najlepszej szkole. Do Florencji jednak przekonała mnie moja najstarsza siostra, z którą pojechałam tam po raz pierwszy i która uparła się na złożenie moich papierów w tamtejszej szkole.
Które doświadczenie z tamtego okresu Twojego życia uważasz za najcenniejsze?
Myślę, że samodzielne mieszkanie z dala od rodziny, przyjaciół i tego, co mi znane i codzienne nauczyło mnie najwięcej. Konieczność liczenia na samego siebie i próba odnalezienia się w nowej rzeczywistości dała mi wiele pokory i samozaparcia w drodze do celu.
Kiedy w Twojej głowie pojawił się pomysł na założenie własnej marki? Czy Twoja pierwotna wizja MARLU różni się w jakiś sposób od tego, jak marka wygląda i rozwija się w tym momencie?
Pomysł na MARLU pojawił się zaraz po śmierci mojego taty. Wtedy stanęliśmy z moją rodziną (bo MARLU to firma rodzinna) przed punktem zwrotnym, w którym wiedzieliśmy że: albo w prawo albo w lewo. I wszyscy postawiliśmy na jedna kartę, czyli na mnie. Zostałam wrzucona na głęboką wodę, z której wiedziałam, że wyjdę cało jedynie jeśli będę tworzyła to, co kocham, na swoich warunkach. I tak też się stało. MARLU jest moją wizją mody, która od samego początku do teraz ciągle ulega zmianie. Nigdy nie sądziłam, że aż w 80% będziemy tworzyć i szyć rzeczy na miarę, a w tym
momencie tak to właśnie wygląda.
Podobno ciekawa historia wiąże się także z logo MARLU. Opowiesz nam o niej?
Oczywiście. MARLU nie jest przypadkowym wyrazem. Każda z liter ma w nim znaczenie, bo za każdą z nich stoi ważna mi osoba . M – Marta, moja średnia siostra, która razem ze mną tworzy nasza markę. A – Ania, moja najstarsza siostra, dzięki której skończyłam Polimode. R – Rzepniewscy, nazwisko moich rodziców, którym zawdzięczam wszystko. L – Lila, moja ukochana siostrzenica, która inspiruje mnie do tworzenia rzeczy dla najmłodszych. I na skromnym końcu jest „U” od mojego drugiego imienia – Ula. Bo to tak właśnie mówią do mnie najbliżsi. MARLU to pięć silnych kobiet. Pięć osobowości i pięć „oczek”, które widać również w naszym logo.
Jak oceniasz polski rynek mody? Otwiera się bardzo dużo marek, które znikają po zaledwie kilku miesiącach działalności. Jaki jest przepis na sukces MARLU?
Uważam, że polski rynek mody jest specyficzny. Myślę, że sukcesem MARLU było znalezienie swojej niszy. Nasze kroje są minimalistyczne, lecz nasycone mocnymi kolorami. Klientki cenią w nas dobrze wykończone i ponadczasowe ubrania. Raz oczarowane jakością, zostają z nami już na stałe.
Przejdźmy do procesu powstawania kolekcji. Od czego zaczynasz jej tworzenie?
Sam proces tworzenia kolekcji w moim przypadku przebiega dość nietypowo. Zaczynam go od wyboru tkanin i dodatków, a później zainspirowana tym, co wybrałam, układam sobie w głowie modele i zaczynam tworzyć pierwsze konstrukcje . W związku z tym, że jestem konstruktorem, wszystko co mogę, staram się od razu przelać na papier, z którego robię gotową formę do wykroju. Pomijając etap szkicowania, na który najzwyczajniej nie mam czasu. Poza tym to przy samym tworzeniu konstrukcji najbardziej pobudzam swoją wyobraźnię i nakręcam się do działania.
Nowa kolekcja to przede wszystkim klasyczne fasony, ale w bardzo mocnych, intensywnych barwach. Skąd czerpałaś inspiracje?
Fiolet to kolor sezonu i to od niego wyszłam w doborze odcieni do najnowszej kolekcji. Tak specyficzna barwa nie pasuje do wszystkiego i musi mieć dobry podkład. Dla mnie idealnym wyborem był kobalt, chłodny odcień żółci i nasza już charakterystyczna śmietanowa biel. Kiedy zobaczyłam tkaninę w namalowane kwiaty, która idealnie łączy te kolory, wiedziałam, że muszę ją mieć w kolekcji! W głowie od razu pojawiła się masa pomysłów na to, jak ją wykorzystać. Poszukując inspiracji często wracam również do mojej „Księgi natchnień” stworzonej na Polimodzie.
Kim jest klientka MARLU? Dla jakich kobiet projektujesz swoje ubrania?
Klientka MARLU to kobieta odważna w kolorach, kochająca klasykę i minimalizm form.
Gdybyś miała wybrać 3 rzeczy spośród swoich projektów, które powinna mieć w szafie każda kobieta, co by to było?
Zdecydowanie myślę, że musi być to garnitur! W każdej kolekcji mamy kilka propozycji, które dobieramy odpowiednio do figury. Poleciłabym także naszą sukienkę marynarkową. To #musthave, którego nie może zabraknąć w żadnej kobiecej szafie. Kolejną rzeczą byłby na pewno ponadczasowy szlafrokowy płaszcz z kaszmiru – dobry na każda okazję… zarówno do szpilek jak i trampek.
Jakie masz plany na rozwój swojej marki w najbliższych miesiącach?
Chciałabym bardziej rozwinąć naszą sprzedaż internetową oraz znaleźć czas na stworzenie kolekcji dodatków, które będą dopełnieniem naszych projektów. I myślę, że przyszedł już czas na pierwszy pokaz, nad czym będziemy pracować w najbliższych tygodniach.
Zdjęcia: Laura Osakowicz
Rozmawiała: Martyna Urbańska