Exclusive

Rozmowa z Kamilą Burchardt

Kamila Burchardt, sklep z roślinami Plantarium, biżuteria Lenoa

Mój dzień zaczy­nam od: spa­ce­ru z psami;

Naj­bar­dziej w cią­gu dnia lubię… jak po pra­cy opo­wia­da­my sobie z mężem jak minął nam dzień;

Podróż moje­go życia: Made­ra w zimie;

W ludziach cenię naj­bar­dziej: dobroć dla zwierząt;

Żyję w har­mo­nii gdy: mam wokół sie­bie rośli­ny i nasze psy;

Film, któ­ry mnie inspi­ru­je: Joe Black;

Chwi­la, któ­rej nigdy nie zapo­mnę… oświad­czy­ny przy wodospadzie;

Pra­ca jest dla mnie… przy­jem­no­ścią;

Moja rodzi­na… jest cier­pli­wa i wspie­ra wszyst­kie moje pomysły;

Czy­tam książki/magazyny… o pro­fi­lo­wa­niu morderców;

Jestem naj­bar­dziej dum­na z… nowe­go buti­ku, któ­ry w 100% jest jedy­nie moją zasługą.

Kamila Burchardt, sklep z roślinami Plantarium, biżuteria Lenoa

 

Pozna­ły­śmy się dzię­ki Plan­ta­rium, zacznij­my więc od tego. Skąd się wziął ten pomysł? Było to Two­im marze­niem od zawsze, czy to przy­pa­dek spo­wo­do­wał, że zaj­mu­jesz się roślinami?

Był to total­nie przy­pa­dek, dla­te­go że zawsze myśla­łam, że nie mam ręki do roślin. Mama kupi­ła mi kie­dyś man­da­ryn­kow­ca za 400 zł i ubi­łam go bez żad­nych skru­pu­łów. Któ­re­goś dnia poszłam z kole­żan­ką na wysta­wę kak­tu­sów i suku­len­tów. Patry­cja jest kolek­cjo­ner­ką kak­tu­sów, a ja z kolei pozna­łam i kupi­łam oplą­twy. Spodo­ba­ło mi się, że one żyją ze mną, że moż­na z nimi zro­bić wszyst­ko, nie potrze­bu­ją zie­mi, więc mogą być w naczyn­ku lub powie­szo­ne. W mię­dzy­cza­sie pra­co­wa­łam jako PR-owiec fre­elan­cer. Wymy­śli­łam cały kon­cept Plan­ta­rium. Cała moja rodzi­na i zna­jo­mi trak­to­wa­li to z przy­mru­że­niem oka, bo ja gene­ral­nie mam bar­dzo dużo pomy­słów, ale nie zawsze docho­dzi do ich reali­za­cji. We wszyst­ko wkła­dam 100% ser­ca, wszyst­ko robię sama – foto­gra­fu­ję, dopiesz­czam media spo­łecz­no­ścio­we. Jeden raz zosta­łam nie­do­ce­nio­na i źle potrak­to­wa­na, potem dru­gi i gdy za trze­cim nie zosta­ła mi wypła­co­na w poło­wie pen­sja, zaczę­łam się zasta­na­wiać, czy to jest dobra dro­ga. Stwier­dzi­łam, że czas na swo­je. Bez żad­ne­go zaple­cza. Wysta­wi­łam się na tar­gach z rośli­na­mi i posprze­da­wa­łam tro­chę rze­czy, co mnie zmo­ty­wo­wa­ło, aby otwo­rzyć sklep inter­ne­to­wy z oplą­twa­mi. Wte­dy wymy­śli­łam plan­to­zau­ry, czy­li dino­zau­ry z rośli­na­mi, sprze­da­wa­ło się to super, na Boże Naro­dze­nie szcze­gól­nie. Sklep inter­ne­to­wy jed­nak umarł śmier­cią natu­ral­ną. Nie przez to, że nie było klien­tów, ale było to bar­dzo stre­su­ją­ce. Pako­wa­nie roślin to nie dala wyczyn. Zapa­ko­wa­nie jed­nej zaj­mo­wa­ło 20 minut, nie kal­ku­lo­wa­ło się to. Dużo osób teraz ubo­le­wa nad tym, ale jest teraz jed­nak spo­ro takich skle­pów, któ­rym kibi­cu­ję. 

A jak powstał pierw­szy sklep w Warszawie?

Oglą­da­łam zagra­nicz­ne insta­gra­my roślin­ne w poszu­ki­wa­niu inspi­ra­cji i zda­łam sobie spra­wę, że nikt jesz­cze nie zro­bił tu w War­sza­wie takie­go skle­pu sta­cjo­nar­ne­go. A sko­ro tak, to zaraz jed­nak ktoś na to wpad­nie i stwo­rzy takie miej­sce, więc cze­mu ja mam tego nie zro­bić? Jak ja sobie coś wymy­ślę, to nie ma zmi­łuj, myślę o tym cały czas, cho­dzi to za mną. Jeź­dzi­łam na gieł­dę tram­wa­jem i wra­ca­łam z kar­to­na­mi peł­ny­mi suku­len­tów, do ogro­du bota­nicz­ne­go, jak gdzieś lata­łam na waka­cje, to tam też zwie­dza­łam par­ki i ogro­dy. Zaczę­łam szu­kać miej­sca na sklep i wystar­to­wa­łam w kon­kur­sie na lokal z ZGN na ul. Hożej, ale tam się nie uda­ło. Może i dobrze, bo uda­ło się na ul. Gra­ży­ny, czy­li na Sta­rym Moko­to­wie, do któ­re­go mam duży sen­ty­ment. Po wal­kach z biu­ro­kra­cją i remon­tach uda­ło się otwo­rzyć sklep sta­cjo­nar­ny. Pierw­szy mie­siąc był taki sobie, ale nie mia­łam wiel­kich ocze­ki­wań, bo nie mia­łam porów­na­nia. Sta­ry Moko­tów nie jest duży, ale jak oko­licz­ni miesz­kań­cy dowie­dzie­li się o tym miej­scu i zaczę­li się scho­dzić to oka­za­ło się, że ludzie potrze­bu­ją roślin. Szu­ka­ją facho­wej opi­nii, bo samo pój­ście do OBI nie jest wystar­cza­ją­ce. Więk­szość tych osób w ogó­le nie mia­ło w domu roślin, było na tym eta­pie co ja kie­dyś – dosta­li jakąś rośli­nę, potem ona ginę­ła i na tym się zaba­wa koń­czy­ła. Mia­łam jed­ną z pierw­szych takich klien­tek, któ­ra popro­si­ła, żebym jej dobra­ła rośli­ny, któ­re prze­trwa­ją. Odwie­dzi­łam ją w lecie i ona ma teraz gigan­tycz­ną dżun­glę, a wszyst­kie rośli­ny są od nas. Każ­da moż­li­wa część domu poza tara­sem była zago­spo­da­ro­wa­na, więc stwo­rzy­łam jej teraz tro­pi­kal­ny taras na dachu. Mamy super klien­tów, przy­cho­dzą już po kon­kret­ne rze­czy, czę­sto ze scre­ena­mi z naszych insta­sto­ries .Wie­dzą, że to nie jest rośli­na mar­ke­to­wa, któ­rą może mieć każ­dy. Sta­ram się, aby  rośli­ny były w poje­dyn­czych egzem­pla­rzach. Zama­wiam cza­sem po 3–5 sztuk jed­ne­go rodza­ju, żeby dać klien­tom poczuć ich wyjąt­ko­wość. Czę­sto to nie wygląd rośli­ny jest zna­czą­cy a wła­śnie nasze pora­dy i instruk­cja. Do każ­dej rośli­ny daje­my taką kar­tecz­kę, któ­rą każ­dy sobie np. powie­si na lodów­ce i wie, gdzie ona ma stać i że tego i tego dnia ma ją pod­lać. Wie­le osób kupu­je rośli­ny na pre­zent, dla zie­lo­nych fre­aków i dla tych, któ­rzy dopie­ro zaczy­na­ją swo­ją przy­go­dę. Teraz mamy w całej Pol­sce dużo wię­cej miejsc jak nasze. Z jed­nej stro­ny cie­szę się, że ten rynek się roz­wi­nął. Z dru­giej widzę, że nie­któ­re insta­gra­my są kopią nasze­go. Nie­któ­re skle­py nawet zama­wia­ją te same pro­duk­ty, co my. 

Kamila Burchardt, sklep z roślinami Plantarium, biżuteria Lenoa

Myślę, że to się tyczy wszyst­kich biz­ne­sów w Pol­sce, modo­wych czy kre­atyw­nych. Jak komuś się coś uda­je, to zawsze znaj­dzie się kil­ka innych osób, któ­re uzna­ją „O, chcę to robić to samo!” zamiast pomy­śleć, żeby zro­bić coś inne­go, wyjąt­ko­we­go. 

Tak, to cięż­ki biz­nes, choć może się wyda­wać pro­sty i przy­jem­ny. Cza­sem rośli­ny przy­jeż­dża­ją cho­re albo jest par­tia, któ­ra wyglą­da kiep­sko, a prze­cież musi­my to sprze­dać. Obni­ża­my wte­dy ceny, ale wciąż wią­że się to ze stra­ta­mi, choć nie tak wiel­ki­mi jak kwia­ty cię­te. Mam jed­nak wspa­nia­łą pra­cę, to śro­do­wi­sko jest nie­sa­mo­wi­te. Spo­ty­ka­my się z miłym odbio­rem. Wciąż nie mogę się nadzi­wić, że rośli­ny mają tak róż­ne for­my, wzo­ry, kolo­ry, że odwdzię­cza­ją się jak się o nie dba. Sama mam 63 donicz­ki i na pew­no będzie ich wię­cej. To uza­leż­nia. A sam biz­nes jest bar­dzo wdzięczny.

Robi­cie też aran­ża­cje wnętrz?

Tak, robi­my roślin­ne aran­ża­cje miesz­kań, biur. Jeź­dzi­my do klien­tów, dobie­ra­my styl roślin i donic do miesz­ka­nia i do wła­ści­cie­la – jak czę­sto chciał­by je pie­lę­gno­wać. Zda­rza się, że kupu­ją sobie u nas coś małe­go, a z cza­sem, jak uda­je im się to utrzy­mać, to wra­ca­ją po wię­cej. Co cie­ka­we, ludzie czę­sto nie wie­dzą z któ­rej stro­ny świa­ta mają miesz­ka­nie, a przy zaku­pie roślin to bar­dzo waż­ne. Stro­na wschod­nia jest chy­ba naj­ła­skaw­sza dla roślin. Naj­trud­niej­sza pół­noc­na, ale wszyst­ko zale­ży od tego w jakim oto­cze­niu miesz­ka­my. Zachod­nia i połu­dnio­wa są dobre tyl­ko dla kon­kret­nych gatun­ków. W zimie i tak mamy wszę­dzie pół­cień, dla­te­go my np. rośli­ny doświe­tla­my na para­pe­cie. 

Kamila Burchardt, sklep z roślinami Plantarium, biżuteria Lenoa

Wspo­mi­na­łaś, że rośli­ny moż­na dobrać do wła­ści­cie­la. Czy myślisz, że mają one oso­bo­wość, któ­rą może­my dopa­so­wać do kon­kret­ne­go czło­wie­ka, tak jak mamy swo­je „soul ani­mal”? 

I tak, i nie. Rośli­ny świet­nie się dopa­so­wu­ją do wła­ści­cie­la. Te w naszym skle­pie to rośli­ny z dżun­gli, więc wyma­ga­ją wil­got­no­ści, a są odpor­ne, nawet gdy pod­le­wa­my je kie­dy nam się to przy­po­mni. Moż­na powie­dzieć, że to rośli­ny się do nas dosto­so­wu­ją. Klien­ci wybie­ra­ją sobie też rośli­ny pod wzglę­dem wyglą­du, im bar­dziej są zwa­rio­wa­ni tym bar­dziej sza­lo­ne for­my. Ale są też kon­ser­wa­tyw­ni klien­ci, któ­rzy wybie­ra­ją san­se­ve­rię, któ­ra jest w każ­dym pol­skim domu. 

Co spra­wia, że wnę­trze jest przytulne?

Na pew­no ludzie, samo pomiesz­cze­nie to nie wszyst­ko. Ja lubię wnę­trza jasne, uwiel­biam natu­ral­ne drew­no, ratan – cie­szę się, że wra­ca do mody, bo im mniej pla­sti­ku we wnę­trzu tym lepiej. Rośli­ny to oczy­wi­ście klucz, któ­ry nada­je wnę­trzu życia, a jak połą­czy­my je jesz­cze z gli­nia­ny­mi doni­ca­mi czy kosza­mi z liści bana­now­ca, to jeste­śmy w boho nie­bie. 

Moż­na prze­sa­dzić z rośli­na­mi tak, że jest ich za dużo?

Moż­na, choć gorzej jest prze­sa­dzić z osłon­ka­mi. Gdy mamy dużo roślin i każ­dą w innej osłon­ce, we wszyst­kich kolo­rach, to dosta­jesz oczo­plą­su. Musi to być zmyśl­nie dobra­ne. Naj­le­piej gdy­by osłon­ki były w odcie­niach jed­ne­go kolo­ru. Wia­do­mo, że rodza­jem też rośli­ny powin­ny do sie­bie paso­wać. Mam swój spo­sób dobie­ra­nia roślin i ich kolek­cjo­no­wa­nia. Cza­sem coś sprze­da­ję, ale mam swo­ich ulu­bień­ców, któ­rzy sze­fu­ją (śmiech).

Kamila Burchardt, sklep z roślinami Plantarium, biżuteria Lenoa Kamila Burchardt, sklep z roślinami Plantarium, biżuteria Lenoa

Faj­nie to nazwa­łaś, że rze­czy­wi­ście to się prze­ra­dza w kolek­cjo­ner­stwo. 

Jak wkro­czysz w jakąś rodzi­nę roślin, ja na przy­kład jestem fan­ką phi­lo­den­dro­nów, to zaczy­na się to robić dro­gą pasją. Cięż­ko się opa­no­wać przy ich róż­no­rod­no­ści, dla­te­go ogra­ni­cza mnie teraz metraż. Rośli­ny też mają to do sie­bie, że jeśli obumie­ra­ją możesz je roz­mno­żyć i tak ura­to­wać. Te kolek­cjo­ner­skie rośli­ny mno­ży­my i sprze­da­je­my dalej. Naj­bar­dziej pożą­da­na jest mon­ste­ra varia­ga­ta, o któ­rą mamy codzien­nie kil­ka zapy­tań. Jest dostęp­na u nas raz na jakiś czas w małych par­tiach, tak­że jest to trud­no dostęp­ny hit. Tro­chę jak lista ocze­ku­ją­cych na toreb­kę Zosi Chy­lak, czy­li chy­ba ponad 1600 osób. Zasta­na­wiam się czy jest to kwe­stia wła­śnie nie­do­stęp­no­ści czy rze­czy­wi­ście pro­dukt jest świet­ny i bra­ku­je im mocy prze­ro­bo­wych. Ludzie gene­ral­nie podą­ża­ją za tłu­mem, ale są klien­ci, któ­rzy chcą mieć coś spro­wa­dzo­ne­go dla nich. Bar­dzo lubię zama­wiać pod kon­kret­nych klien­tów. Dużo cza­su spę­dzam na aran­ża­cji i two­rze­niu takich zamó­wień, poszu­ki­wa­niach. To jest nie­ła­twe zada­nie, by odpo­wied­nio dobrać rośli­ny, roz­mie­ścić je we wnę­trzu tak, by czu­ły się dobrze i świet­nie wyglądały.

Kamila Burchardt, sklep z roślinami Plantarium, biżuteria Lenoa Kamila Burchardt, sklep z roślinami Plantarium, biżuteria LenoaKamila Burchardt, sklep z roślinami Plantarium, biżuteria Lenoa

W prze­rwie od opie­ko­wa­nia się rośli­na­mi ruszy­łaś z nową mar­ką, Lenoa. 

To jest zasłu­ga moje­go męża. Wspól­nie uzna­li­śmy, że rzu­ci swo­ją pra­cę, w któ­rej też nie czuł się doce­nia­ny, a jest fan­ta­stycz­nym sprze­daw­cą. Ma taki talent komu­ni­ka­cyj­ny, że nie mógł­by robić nic inne­go. Wcze­śniej nie był prze­ko­na­ny, ale gdy zaczął tu pra­co­wać ser­ce mu się otwo­rzy­ło na rośli­ny. On prze­jął sklep na Gra­ży­ny i dosta­łam 3 mie­sią­ce luzu. Stwier­dzi­łam, że to jest ten moment, by speł­nić swo­je marze­nie. Nie oby­ło się bez pro­ble­mów, bo spe­cja­li­stów od ręcz­ne­go jubi­ler­stwa jest mało. Gdy poka­zy­wa­łam ludziom moje pro­po­zy­cje to krę­ci­li gło­wą, pro­po­no­wa­li wydru­ki 3D albo nie chcie­li się tego pod­jąć. Zna­la­złam jed­nak świet­ne­go, mło­de­go złot­ni­ka, któ­ry był otwar­ty na współ­pra­cę, spodo­ba­ły mu się moje wzo­ry. Nie mam kamie­ni, któ­re podob­no sprze­da­ją się dobrze w Pol­sce, ponie­waż wybra­łam kamie­nie jasne, o paste­lo­wych bar­wach. Sta­ram się ota­czać rze­cza­mi jasny­mi, bo sko­ro więk­szość roku mamy ciem­ni­cę, to lepiej sobie to życie roz­świe­tlać. Spro­wa­dzi­łam kamie­nie jak mor­ga­ni­ty, cyr­ko­ny, akwa­ma­ry­ny, któ­re podob­no się nie sprze­da­ją, ale każ­da oso­ba, któ­ra wcho­dzi do skle­pu i oglą­da moje pro­jek­ty jest zachwy­co­na, bo cze­goś takie­go nigdzie nie ma. Wszyst­ko jest oczy­wi­ście robio­ne ręcz­nie. To jest pro­dukt, któ­ry po wie­lu latach prze­ka­żesz swo­jej cór­ce, a ona swo­jej. Moja bab­cia dała nam swo­je obrącz­ki, dosta­ła je po swo­jej mamie, itd. Gdy odda­łam je do jubi­le­ra, by je prze­to­pić, były w świet­nym sta­nie, bo ktoś stwo­rzył je ręcz­nie od pod­staw. Pra­ca nad jed­nym pier­ścion­kiem to cza­sem 2–3 dni, ale ma to róż­ni­cę w jako­ści w porów­na­niu do biżu­te­rii wyko­na­nej maszy­no­wo. W sie­cio­wych skle­pach sprze­da­wa­ne są wydru­ki 3D, gra­fik je pro­jek­tu­je tak, by pro­duk­cja zaję­ła jak naj­mniej cza­su, były jak naj­lżej­sze, mia­ły jak naj­mniej zło­ta. W mojej for­mie liczy się wygląd i wygo­da. Robi­my też pier­ścion­ki pod zamó­wie­nie. Mam w pla­nach two­rze­nie pro­duk­tów z bry­lan­tów i dia­men­tów w nie­ty­po­wych kolo­rach, pieprz z solą czy koniakowym.

Ja obec­nie noszę pier­ścio­nek z akwa­ma­ry­nem i bry­lan­ta­mi oraz kobie­cy sygnet z masą per­ło­wą. 

Lenoa to moje nowe dziec­ko, coś cze­go mi bar­dzo bra­ko­wa­ło na pol­skim ryn­ku. Mam nadzie­ję, że znaj­dą się klien­ci, któ­rzy pośród maszy­no­wych pro­duk­tów doce­nią złot­ni­czy kunszt Lenoa. 

Mia­łam już wcze­śniej pomysł na ten biz­nes, a zro­dził się kie­dy mój mąż, a wte­dy narze­czo­ny, nie mógł zna­leźć dla mnie pier­ścion­ka. Skoń­czy­ło się na sie­ciów­ce i teraz go już nie noszę, ale mąż jest wyro­zu­mia­ły i wie, że wolę swo­je pro­duk­ty (śmiech). Adam ma świet­ny kon­takt z kobie­ta­mi, świet­nie się tu, w skle­pie, odnaj­du­je. On się spraw­dza w sprze­da­ży, ja w kre­acji i mar­ke­tin­gu i sta­no­wi­my świet­ny zespół i mamy świet­ną robo­tę. 

Pozo­sta­je zatem pogra­tu­lo­wać i trzy­mam moc­no kciu­ki za roz­wój nowe­go kon­cep­tu! Dzię­ku­ję za roz­mo­wę, Kamila.

Rozmawiała/zdjęcia: Nat Kon­trak­te­wicz

Komentarze

komentarzy