Mój dzień zaczynam od… podjęcia decyzji, jaką muzykę włączyć, żeby dobrze nastroić się na nadchodzący dzień.
Najbardziej w ciągu dnia lubię… spowolnione chwile spędzone z muzyką przy dobrze zrobionej kawie między jednym a drugim zadaniem oraz momenty medytacji w trakcie własnego treningu sam na sam, kiedy jestem całkowicie zanurzony w obecnej chwili i odczuwaniu swojego ciała.
Podróż mojego życia… cały czas trwa! A bardziej na serio… od pięciu lat jeżdżę co roku ze znajomymi na około 10 dni do Wrocławia na festiwal filmowy latem – każdy z tych wyjazdów był dla mnie momentem granicznym lub czasem intensywnych zmian, ważnych przeżyć i przemyśleń.
W ludziach cenię najbardziej… otwarte, szczere, młodzieńcze i pozytywne podejście do życia. Uwielbiam też ludzi, którzy nie boją się łamać zasad.
Żyję w harmonii… gdy mam w ciągu tygodnia czas na spokojną i staranną realizację programu treningowego, nieśpieszne spotkania i rozmowy ze znajomymi, imprezę, obejrzenie dobrego filmu w kinie lub na laptopie, posłuchanie w kawiarni jakiejś nowej płyty i poprzenoszenie na papier swoich bazgrołów myślowych, poczytanie książki niezwiązanej z pracą i porządne wyspanie się.
Film, który mnie inspiruje… Whiplash.
Chwila, której nigdy nie zapomnę to… początek koncertu Red Hot Chili Peppers w Chorzowie w 2007 roku, kiedy zaczęli grać Can’t Stop i totalnie odpłynąłem.
Praca jest dla mnie… pasją, przyjemnym obowiązkiem, ambitnym planem rozwojowym, okazją do pomocy innym.
Moja rodzina to… prawdziwa mieszanka wybuchowa – coś w stylu puszki pandory pełnej dobra, miłości, ale i zadziorności oraz upartości.
Czytam książki/magazyny… lubię literaturę, filoziofię i poezję, która burzy, buntuje się, poszukuje i eksperymentuje – postaci pokroju Mirona Białoszewskiego, Sarah Cane, Witolda Gombrowicza, Doroty Masłowskiej, Friedricha Nietzschego, Osho… Lubię też robić sobie zamęt w mózgu książkami popularnonaukowymi o wszechświecie i fizyce.
Jak to się stało, że ze studiów polonistyki przeniosłeś się na siłownię?
To, że znalazłem się na tych studiach wydarzyło się trochę przypadkowo. Zdawałem na studia teatralne, ale zostałem odrzucony przez kiepską dykcję. Literatura zawsze była mi bliska, dlatego wybrałem filologię polską. Studia ogromnie mi się spodobały i bardzo szybko wsiąknąłem w książki. W międzyczasie próbowałem swoich sił w firmie PR-owej, jednak praca ta była zbyt stresująca. 8–10 godzin za biurkiem mnie wyniszczało, bo dotychczas byłem bardzo aktywny fizycznie. Postanowiłem rozwinąć to zainteresowanie sportem, które dało mi lepszą perspektywę spełnienia niż studia polonistyczne.
Jak z perspektywy czasu oceniasz tę decyzję?
Czuję w 100%, że jestem w odpowiednim miejscu w życiu. To co wydarzyło się przez ostatnie 3 lata bardzo mnie uszczęśliwiło. Robię to, co lubię i jednocześnie pomagam innym ludziom.
Zdarza się, że Twoi podopieczni traktują trening jako formę terapii?
Kompleksy i ograniczenia mogą być przełamywane ruchem. Zajęcia sportowe są formą terapii, a dodatkowo jako trener pomagam także rozmową. Jestem empatyczną osobą, zaważyłem, że ludzie bardzo szybko otwierają się przy mnie. Od pierwszego treningu obserwuję moich podopiecznych i dostosowuję jego formę do ich potrzeb. Po 3–4 spotkaniach znamy się na tyle dobrze, że wiem komu mogę surowo wydawać polecenia i podnosić szybko poprzeczkę, a kto potrzebuje poklepania po ramieniu i powiedzenia „świetnie sobie radzisz, odpocznij chwilę”. Żałuję, że temat terapii często jest tematem tabu, kojarzy się głównie z poważnymi zaburzeniami psychicznymi. Uważam jednak, że każdy powinien przejść przez proces otwierania się na inny sposób myślenia, zgłębiania swojej inteligencji emocjonalnej, dystansowania się od problemów. Sam spędziłem rok na terapii po zakończeniu poważnego związku, dzięki której nabyłem narzędzia i wiedzę. Wiele z tego doświadczenia wykorzystuję teraz w pracy. Lecząc ciało, leczymy także duszę, jest to nierozłączne. Świadomość, że potrafimy podnieść relatywnie duży ciężar, przebiec 10 kilometrów stanąć na rękach czy utrzymać inną trudną pozycję gimnastyczną poszerza naszą wiarę w siebie. Trening jednocześnie poprawia postawę – zamiast zaokrąglonych ramion i ukrytej w nich twarzy stajemy wyprostowani z piersią do przodu. „Pozycje mocy” oddziałują podświadomie na naszą pewność siebie, co dowiedziono naukowo. Inspiruje mnie kultura wschodu, w której jest pielęgnowany ten balans pomiędzy umysłem a cielesnością. Zachodnie kraje mają jeszcze dużo do nadrobienia w tym temacie. Sam zauważyłem, że gdy regularnie trenuję, zdrowo się odżywiam i wysypiam się mam dużo więcej energii, radości, rzadziej dopadają mnie stany melancholii, mimo że bywam samotny. Wspaniałe jest także doświadczenie, kiedy po treningu klient podchodzi, by mnie uściskać i dziękuje za wsparcie, jakiego mu udzielam. Jedna z moich klientek po ponad półrocznym programie treningowym przyznała, że jej samoocena i pewność siebie wzrosły diametralnie. To dla mnie najlepsze wynagrodzenie i motywacja do wstania kolejnego dnia o 5.00 rano.
No właśnie, a skąd jeszcze czerpiesz moc do działania?
W pewnym momencie zainteresowanie moimi usługami przerosło całkowicie moje oczekiwania i musiałem zrezygnować z własnych treningów. Z czasem jednak zdałem sobie sprawę, że wystarczy mi 6 godzin snu i sporadyczne drzemki w ciągu dnia. Ułożyłem swój plan treningowy na 6 dni w tygodniu i realizowanie go jest dla mnie teraz priorytetem. Dodatkowo odkrywam nowe formy aktywności fizycznej takie jak nurt movement, czyli rozwijanie świadomości własnego ciała w sposób spokrewniony zarówno z gimnastyką sportową, jak i tańcem czy sztukami walki. Zresztą dzięki Tobie od wczoraj też rozpocząłem przygodę z boksem. A takie nowe bodźce, nowe wyzwania mocno mnie nakręcają. Poza samorozwojem i pracą czasem po prostu odliczam dni do soboty, którą zawsze chociaż w połowie mam wolną i poświęcam ją znajomym, idę do kina czy teatru. Potem przychodzi niedziela, kiedy mogę odespać wysiłek z całego tygodnia. Musiałem oczywiście wypracować sobie ten system. Kiedyś zdecydowanie za dużo czasu poświęcałem klientom, nie odpoczywałem, zaniedbałem relacje z ludźmi. Dopiero, gdy je odbudowałem poczułem, że życie ma dużo sensu i po prostu jest przyjemne.
Czyli praca za biurkiem 9–17 nie, ale jeśli wchodzi w grę sport to możesz to robić całymi dniami 6 ni w tygodniu? (śmiech)
Ktoś kiedyś powiedział, że jeśli będziesz kochał swoją pracę, to nie przepracujesz ani jednego dnia w życiu. Pewnie, że są momenty, kiedy mam ochotę rzucić to wszystko i wyjechać w Bieszczady (śmiech), ale idealny balans pomiędzy pracą a życiem prywatnym daje dużą satysfakcję. Szewc też nie powinien bez butów chodzić, więc moim celem jest teraz znaleźć jeszcze więcej czasu dla siebie.
To bardzo dojrzałe, Kuba. Wiele jednak osób w naszym wieku jest przepracowanych i ignoruje wysiłek fizyczny. Jak oceniasz formę młodych ludzi obserwując swoich podopiecznych? Czy wzrost świadomości o zdrowym trybie życia ma rzeczywisty wpływ na nasze wybory?
Mamy wokół siebie coraz więcej klubów fitness, siłowni jednak wciąż niszczymy swoje ciała poddając się pędowi życia, gonitwie za sukcesem. Traktujemy priorytetowo życie zawodowe i pieniądze zamiast dbać o swoje zdrowie. Potrafimy siedzieć 12 godzin przy komputerze, bo szef kazał nam skończyć projekt. Mówi się, że siedzenie jest nowym paleniem. Coraz częściej mamy problemy z kolanami, biodrami, kręgosłupem lędźwiowym i piersiowym, migreny, a nawet miażdżycę. Jest w społeczeństwie rzeczywiście bardzo zauważalna moda na aktywność fizyczną i zdrowe odżywanie się, ale tylko niewielki odsetek ludzi traktuje to poważnie.
A jak według Ciebie na to wpływa coraz popularniejszy nurt body positive?
To bardzo ciekawy temat – jednocześnie jednak kij o dwóch końcach. Z jednej strony otyła osoba, która jest chora – bo otyłość jest stanem chorobowym związanym z zespołem metabolicznym, miażdżycą i wieloma innymi schorzeniami skracającymi długość życia – widzi komunikaty w stylu „jesteś piękny, akceptuj siebie” to może to odebrać jako pozwolenie na nierobienie niczego w związku ze swoją chorobą. Brak uświadamiania, że życie otyłej osoby będzie krótsze bądź chociaż będzie miało gorszą jakość, bo na przykład taki człowiek będzie miał problem z wejściem po schodach, będzie miał zerowy poziom energii, cały dzień będzie chodził ospały… niesie ze sobą poważne zagrożenia. Z drugiej jednak strony popadamy czasem w skrajność w wyobrażeniu idealnego ciała. Spójrzmy na wygląd Hugh Jackmana w Wolverine w pierwszym filmie, gdzie wygląda jakby 2 miesiące pochodził na siłownię i dziś. Minęło 10–12 lat a on wygląda jakby był komandosem, mimo że ma już 49 lat. Nie jest to na pewno naturalny przyrost masy mięśniowej. Gdy porównujemy się do takich osób próbujemy odbudować spadek naszej wartości popadając w paranoję trenując po kilka godzin dziennie na siłowni. Idea body positive jest świetna, mamy przecież jedno ciało na całe życie i musimy się zaakceptować i kochać siebie, ale należy znaleźć złoty środek w podążaniu za zdrowiem i wyglądem. Zdarzało się, że mój klient, mający 10 kg nadwagi, 30% tkanki tłuszczowej po pół roku treningów chciał wyrzeźbiony kaloryfer. W takich sytuacjach, musiałem przypominać, ile taki ktoś spędził lat przy komputerze, odżywiając się śmieciowym jedzeniem. Takich błędów nie da się naprawić w tak krótkim czasie. Te nierealne wyobrażenia i wymagania wobec swojego ciała są dużym problemem zarówno dla kobiet, jak i dla mężczyzn ślepo dążących do osiągnięcia idealnej sylwetki za wszelką cenę.
Ile treningów w tygodniu i jak długich powinniśmy wykonywać, aby widzieć efekty pracy – wzrost mięśni bądź wysmuklenie sylwetki?
Pierwsze efekty można dostrzec po 3 miesiącach regularnej pracy. Przez regularną pracę mam na myśli 3–4 treningi w tygodniu po 1–1,5h przy jednoczesnym dbaniu o regularne odżywanie. Nie mówię tutaj o surowej diecie i głodowaniu, ale o zmianach nawyków żywieniowych na stałe. Co z tego, że wejdę na dietę na 3 miesiące i schudnę skoro potem wrócę do jedzenia wszystkiego, czego sobie zabraniałem? Trening także musi być dla nas przyjemny, sprawiać nam radość. Wybór dyscyplin jest ogromny, dla jednych to będzie joga, dla innych trening siłowy i podnoszenie ciężarów, dla jeszcze innych boks. Najważniejsza jednak jest zmiana nawyków przy pracy czy po prostu codzienności. Jeśli spędzam cały dzień za biurkiem powinienem wstać raz na 30 minut, zrobić prosty stretching, przypomnieć ciału w jakiej powinno się znajdować pozycji, unikać pozycji siedzącej poza pracą. Jeśli tylko mogę stoję a nie siedzę, jadę metrem na stojąco, wysiadam 2 przystanki wcześniej i spaceruję, wybieram schody a nie windę. Te proste zmiany zaadaptują nasz organizm do nowych wymagań. W wielu firmach pojawiają się stojące biurka, co jest świetne, ale do nich również należy się mądrze dostosować i stopniowo przyzwyczajać ciało.
Przyczyniasz się do łamania stereotypu, że kobiety nie ćwiczą z ciężarami. Co tak na prawdę daje nam, kobietom, praca z obciążeniem?
Paradoksalnie ciężary sprawiają, że ciało staje się bardziej kobiece. Cały czas w świadomości społecznej pokutuje pozostałość po treningu kulturystycznym, który był pierwszym tak popularnym i rozpowszechnionym systemem. Ciężary kojarzą się tylko z ogromnymi, groteskowo umięśnionymi facetami, którzy ładują żelastwo. Można podnosić ciężary, by budować masę mięśniową lub zwiększać siłę i sprawność. Rozróżnia się to przez ilość powtórzeń i serii czy wagą używanych obciążeń. Martwy ciąg, przysiady ze sztangą i wypchnięcia bioder przy jej użyciu w pozycji leżącej to najlepsze ćwiczenia na zbudowanie zaokrąglonych pośladków i jędrnych ud. Czyli to, czego oczekuje prawie każda kobieta, która przychodzi do mnie na trening. Zresztą świetnym przykładem są sławne modelki, które trenują boks i podnoszą ciężary. Wspaniałe w treningu siłowym jest to, że jednocześnie wzmacniamy mięśnie posturalne, które odpowiadają za zdrową sylwetkę, uczymy się poprawnych wzorców ruchowych, na przykład jak włożyć ciężki bagaż na półkę w pociągu czy samolocie i przy okazji budujemy piękną sylwetkę.
Co sądzisz o ćwiczeniu w domu z nagraniami na youtube czy programami trenerów?
To kolejny temat, na który można spojrzeć dwojako i ciężko wydać jednoznaczną opinię. Nie można karcić, zniechęcać kogoś kto stara się coś zmienić w sobie, ćwicząc w domu przed ekranem. Ale trzeba taką osobę uświadomić, że wiele z ćwiczeń będzie prawdopodobnie wykonywała źle. Wynikać to będzie ze zwykłego braku wiedzy i świadomości ciała jak poruszać się, by nie zrobić sobie krzywdy. Jeśli trenujemy jogę z youtubem, co jest teraz bardzo modne, to konieczne jest poznanie podstaw i udział przez 2–3 miesiące w profesjonalnych zajęciach grupowych lub indywidualnych z trenerem. To samo tyczy się treningów fitness w stylu Ewy Chodakowskiej. Warto zapytać trenera jak wykonać poprawnie przysiad, jak rozciągać się po treningu, by nie utrzymać kumulującego się napięcia w mięśniach. Każda aktywność fizyczna jest dobra, ale konieczne jest poznanie zasad i bezpiecznych technik. Przecież, gdy zepsuje nam się samochód nie rozkręcamy go sami, jeśli nie jesteśmy mechanikami. Tak samo należy traktować swoje ciało.
Już 4 lata jesteś na diecie wegańskiej. Czy razem z odnalezieniem pasji w sporcie zainteresowałeś się zdrowym odżywaniem?
Trenowałem od dziecka różne dziedziny sportu: piłkę nożną, judo, taekwon-do, tańczyłem nawet balet przez chwilę (śmiech), jazz, breakdance. Zacząłem poznawać coraz więcej wegetarian i wegan, co zainspirowało mnie do poszerzenia swojej wiedzy o tym sposobie odżywania. Jednego dnia stwierdziłem, że jestem gotów podjąć to wyzwanie i poszedłem na ostatniego burgera (śmiech). Od tego momentu nie czuję, aby czegokolwiek mi brakowało, nie mam ochoty na mięso. Przechodząc na dietę roślinną wierzyłem, że będę zdrowszy i pomoże mi to w treningu, będę się szybciej regenerował. Do tego doszły kwestie etyczne. To co się stało z moim ciałem przerosło moje oczekiwania. Obecnie ważę 93 kg i jest to głównie masa mięśniowa, a 4 lata temu ważyłem prawie 20 kg mniej. Produkty takie jak tofu, orzechy, warzywa strączkowe, zboża, nasiona wystarczały, by to osiągnąć. Przy okazji czuję się lepiej, zmniejszam swój negatywny wpływ na środowisko, nie przyczyniam się do zabijania niewinnych zwierząt, więc wszystko jest dobrze (śmiech).
Rozmawiała/zdjęcia: Natalia Kontraktewicz